Mamy chyba jakąś genetyczną wadę, coś nam nie pozwala postępować w sposób zrozumiały i akceptowany przez inne zbiorowości.
Nawet na maleńkiej wyspie, gdzie teraz żyję kod postępowania jest wspólny z resztą świata. Dwóch facetów z lokalnej wspólnoty, którzy normalnie się nie trawią i omijają szerokim łukiem, jeśli zdarzy im się wspólnie robić coś dla obcego, dogadują się błyskawicznie bez słów i kroją gościa w locie, zachowując oczywiście podczas operacji szeroki uśmiech na twarzy. Nie wdając się w szczegóły tu zawsze na drodze miejscowy ma racje, w trakcie kolizji też . Nie ma się co dziwić , to cecha wspólna całego ożywionego świata, każdego stada, czy mrowiska,
Tylko nie nad Wisłą !
Tu z założenia, wszystko co obce jest lepsze, nawet jeśli wielokrotnie kradło, gwałciło, mordowało, burzyło. Wystarczy, żeby minęło paredziesiąt lat i ponownie trzeba wybaczać i zapominać o krzywdach, żeby móc funkcjonować w świecie, który nie ma takich dylematów.
Może czas z tym skończyć ?